Posty

Słodka dieta szkodzi stawom

 Ostatni tydzień dał mi do myślenia. Zawsze gonię i gonię, a między gonitwami po prostu się lenię, a to strata czasu. Z kolei gonienie nie ma końca, więc może lepiej nie gonić aż tak. Tym bardziej, że musiałam się zatrzymać ze względu na moje stawy. Dopadło mnie chyba zapalenia stawów. Mówię "chyba", bo przecież na pogotowiu nie robią tutaj badań, przynajmniej tak mi powiedziano. Tzw. lekarz napisał mi badania, jakie mam zrobić u pseudolekarza GP. Napisał je na moją prośbę na naklejce urwanej z taśmy naklejek. To jest taki profesjonalizm z końca świata, gdzie aktualnie mieszkam. Marzy mi się zamieszkać na Filipinach. Podobno tam jest umiarkowanie ciepło przez cały rok. To zupełnie przeciwieństwo anglii, gdzie jest zimno przez cały rok, tylko zimą jest zimniej, a latem trochę mniej zimno. Oczywiście, zaraz ktoś powie, że był upał w anglii w tamtym roku. Tak, ma racje, było 27 stopni kilka lat temu, a w zeszłym roku u mnie w domu było 33 stopnie, ALE przy włączonych kaloryferac

Zapach świeżych bułek

 Biegam tak po stronach, które standardowo odwiedzam. Sprawdzam raporty, maile itp. Przypadkiem też kliknęłam na blogger i zobaczyłam, że ostatni post pisałam tutaj 25 dni temu. Trochę mnie odciągnęło od pisania i właściwie nie wiem, dlaczego. Wiadomo, że trochę się dzieje, ale w sumie to zawsze się trochę dzieje, czasami bardziej niż trochę. Może właśnie ostatnio działo się trochę bardziej niż trochę. Podróż do Polski, zmiana organizacji pracy na etacie. To akurat była porażka. Miałam się zwolnić w kwietniu, kiedy przypada moja druga rocznica od zatrudnienia. Strasznie długo już pracuję. Tymczasem zamiast się zwolnić, przeszłam na cały etat. Po pierwsze zmusiły mnie do tego zwiększone wydatki na wszystko, inflacja i odcinanie się od systemu, chociażby częściowe. Po drugie pomyślałam, że może wciśnięcie się bliżej dna spowoduje lepsze od niego odbicie. Zobaczymy. Przede wszystkim więcej zajęć to więcej organizacji w czasie, a więc lepsza produktywność i coś faktycznie idzie do przodu.

Dokładny czas pracy

 Dzieje się dużo bieżących rzeczy i nie ma czasu nawet pomyśleć o pracy. Udało mi się wczoraj zrobić plan na dzisiaj, bo czekałam w teatrze na rozpoczęcie przedstawienia. To była chwila dla mnie. Ostatni plan dnia zrealizowałam jako pracownik tylko w części, a drugą część tamtego dnia rozpisałam na dzisiaj. Wszystkie zadania na dzisiaj mają mi zająć godzinę i pięć minut. Niby nie dużo, ale nie wiem, czy dobrze to policzyłam. Na pewno ostatnio przeliczyłam czas pracy bardzo optymistycznie, bo siedziałam nad planem długo, tzn. nad zadaniami, i nie zrobiłam wszystkiego. Teraz zostało mi napisać pierwszego maila po zapisie na ebooka za 24 złote, a później tylko zapisać cały proces w pliku i wydrukować. Jutro nie muszę wstawać wcześnie, więc mogę się zająć tym planem już późnym wieczorem po dzisiejszym przedstawieniu. Teraz na spokojnie lepiej się zająć przygotowaniami do wyjścia. Dzisiaj idzie z nami Monika, więc musimy się bardziej zorganizować, żeby wcześniej Michael do nas przyjechał, a

Okulary z dziurkami

 Problemy często rozwiązują się same. Jak to się dzieje? Czy to nie prawo rezonansu działa w taki sposób, że załatwia nam to, o czym myślimy? I może dlatego tak bardzo istotne jest, żeby nie myśleć tyle o problemie, a o jego rozwiązaniach. Nie zawsze chodzi o to, żeby rozwiązania szukać na siłę, ale o to, żeby mieć na myśli, że problem został rozwiązany i czuć się dzięki temu lepiej z tym problemem. Problem pralki rozwiązał się sam, bo zanim zdążyłam znaleźć używaną pralkę, pojawiły się pieniądze na nową. Dziwne, że ludzie dają ogłoszenia na faszybooku, bo niby chcą sprzedać pralkę, a później w ogóle nie odpowiadają na wiadomości w mesendżerze. Ja też tak robię, ale zawsze piszę w ogłoszeniu, że zgłoszenia przyjmuję tylko telefoniczne, żeby nie musieć chodzić do mesendżera i sprawdzać tam wiadomości. Jak telefon zadzwoni, to będzie wiadomo, że teraz można go odebrać, bo ktoś chce zapytać o ogłoszenie, a jak ktoś nie czyta ogłoszenia albo ignoruje jego treść, to też czeka miesiącami na

Zepsuta pralka nadal działa!

 Poranna chwila ciszy sprzyja temu, żeby coś napisać w spokoju. Chociaż właściwie cisza jest tylko pod względem głosów, bo wszyscy śpią. Nie śpi pralka, która teraz szumi, ale zaraz zacznie hałasować. Wczoraj się zepsuła i w ogóle przestała wirować. Siostrzeniec mi ją naprawił, tzn. założył pasek od bębna, który spadł i dlatego bęben w ogóle się nie ruszał. Teraz się rusza ale hałasuje z powodu uszkodzonego łożyska, więc mimo hałasu cieszę się, że mogę wypłukać pranie, które wczoraj wieczorem mokre utknęło w reklamówce, gotowe do wyniesienia i wypłukania u sąsiadki. Ciekawa jestem tylko, co się stanie, kiedy to łożysko już całkowicie się rozleci. Czy będę mogła otworzyć pralkę i odzyskać ciuchy, które akurat będą się tam prały. Prać trzeba codziennie, więc jeszcze trochę przeciągnę żywotność tej pralki, a właściwie wymuszę. Rozglądam się już za nową pralką, ale te nowe mają jakieś wolne wirowanie. Nie wiem, czy ludziom niepotrzebne jest wirowanie do prawie sucha, czy to jakaś "eko

Jak skrócić czas pracy

 Widzę, że byłam tu 8 marca (w Dniu Kobiet) czyli minęły dwa dni, a ja znowu tu jestem i piszę. To znaczy, że robię to w miarę systematycznie. To jeszcze nie codziennie, ale już czuję, że może to być moim nawykiem. Wczoraj myślałam to tym, że jak będę pisała, to może uda mi się rozwiązać jakiś problem, który miałam wczoraj. Chyba go już rozwiązałam, bo nie pamiętam, co to było. Może chodziło o moje zabieranie się do pracy. W środę robiłam pracę z wtorku, której we wtorek nie mogłam skończyć, bo wszystko się przeciągało. Pracę ze środy zaczęłam robić w piątek, ale chat GPT akurat przestał działać i zrobił mi wielką blokadę. Akurat zadania ze środy opierały się na materiałach z chata GPT, które już miałam zapisane, ale wymyśliłam, że zacznę od tematu, którego jeszcze z chatem nie poruszałam i dlatego zrobił się problem, kiedy chat nie działał. W ogóle nie odpowiadał na pytania, a wczoraj zauważyłam, że nawet nie mogę otworzyć odbytych rozmów. Zaczęłam się zastanawiać, jaką przeglądarkę p

Niemiecki brzmi strasznie niemiecko?

 Wszystko jest zrobione i jestem gotowa do wyjścia. Zostało mi dziesięć minut i mogę popisać, ale mam wrażenie, że skoro jakimś cudem mam zapas czasu, to możliwe, że o czymś zapomniałam. Pranie jest powieszone, córka ubrana i jeszcze je śniadanie. Ja już się umyłam, ubrałam i umalowałam. Miałam jeszcze robić pizzę dla syna, ale został tylko ser w plastrach i tylko trochę mąki. Muszę wpisać na listę zakupów ser i mąkę. Przerwałam pisanie i zapisałam mąkę i ser na liście zakupów. Napisałam to po polsku, a zwykle robię listę zakupów po angielsku, jakoś tak się przyzwyczaiłam, chociaż "ogórek" jest krótszy po polsku, więc zawsze jest po polsku. Poza tym nie bardzo wiem, jak się ogórek pisze po angielsku, znam słowo, ale nie umiem napisać. Pewnie jakoś bym napisała, gdybym musiała. Gorzej jest z francuskim, którego może na szczęście nie umiem. Tam dwie sylaby potrafią wyrażać się w piśmie postaci nawet ośmiu liter, a może nawet więcej. Mówię, że na szczęście francuskiego nie umiem